Kamppi laczy w sobie wszystko, co punkt glowny miasta (czysto subiektywnie z powodow, ktore przytocze ponizej) miec powinien. To centrum handlowe. Miejsce, gdzie mozna zjesc w biegu/na miejscu/cos egzotycznego/cos lekkiego. Sa tu sklepy czynne dosc dlugo jak na Finlandie, a do tego czynne sa chyba nawet w zimowe niedziele (gdyz normalnie zima w niedziele zakupow sie nie zrobi). Jest tu metro oraz stacja autobusow miejskich i miedzymiastowych.
Przez Kamppi przechodze co najmniej dwa razy w ciagu dnia. Raz przyjezdzam z Espoo, drugi raz w drodze powrotnej do domu. Po miesiacu zaczyna mi sie to miejsce powoli przejadac, mimo ze Finowie dbaja o nasze rozrywki.
W korytarzu, ktory prowadzi do autobusow jadacych do Espoo, codziennie ustawiaja sie stanowiska, gdzie przystojni panowie/piekne pani chca nam za darmo wymasowac rece/zrobic makijaz/wyprostowac wlosy (o niczym innym nie marzy osoba swiezo po trwalej) itd. Kazdorazowe wyjscie z Kamppi i przejscie przez plac przed nim stanowi takze swoista atrakcje.
Ostatnio spora czesc placu zawalona byla drewnem, ktore dziwnie poprzebierani ludzie rabali i pilowali w takt muzyki granej na skrzypcach i pianinie, badz co badz drewnianych instrumentach. Coz to? Jakas manifestacja przeciwko nadmiernemu wycinaniu lasow.
Dzis reklamowal sie u nas finski region Savo. Mozna bylo przeczytac gazete 'Saimaa', kupic kalakukko lub posluchac regionalnej muzyki.
Poza eventami niepowtarzalnymi moje serce zdobylo sobie juz kilka firm, ktore prawie ze co rano kusza nas swoimi wyrobami. Dzisiaj oblowilam sie w dwa jogurty Valio (firma, za ktora na mysl o powrocie do Polski juz zaczynam tesknic), a byl to nie pierwszy raz. Udalo nam sie takze dostac butelke Fanty, co oznacza, ze tak wlasciwie jestesmy 20 centow do przodu, bo butelke mozna bylo sobie ladnie zutylizowac w oddawalni butelek. Tutaj dwadziescia groszy, tam dwadziescia groszy, prawda Mamo? ;)
I pomyslec, ze rok temu jak szwedalam sie noca po Kamppi, w zyciu bym nie pomyslala, ze rok pozniej bede spedzac tam az tyle czasu. Boze, ale bylam wtedy szczesliwa ;]
wtorek, 29 września 2009
piątek, 18 września 2009
Tak oto sobie studiujemy :)
Zajecia zaczely sie juz dwa tygodnie temu, ale dopiero od tego tygodnia mamy juz pelen pakiet zajec. Zapowiada sie, ze bedzie to i dosc ciekawe, i dosc proste zarowno pod wzgledem materialu, jak i finskiego. Nie obylo sie jednak bez problemow, co udowodnilo mi, ze nasz organizacyjny burdel na polskich uczelniach nie nalezy wcale do tych najgorszych.
Jakos tuz przed wyjazdem dostalysmy maila od Saszy, ktory jest sekretarka na naszej katedrze, ze MUSIMY dokonac zapisow na kursy osobiscie u niego. Termin: 1-4 wrzesnia, wtedy i tylko wtedy, amen. No to co? Pierwszego poszlysmy na uczelnie, zeby wszystko zrobic i miec z glowy, nie martwiac sie, ze zabraknie miejsc. Idziemy do Saszy, mowimy, o co nam chodzi, a on uprzejmie prosi, zebysmy wrocily za poltorej godziny, bo musi wyjsc. Wracamy, powtarzamy cala sprawe, na co on - ja was nie moge zapisac, jest was za duzo (cale cztery). Mozemy zapisac sie przez net. Macie juz numer studenta i haslo do sieci studenckiej? Nie? To ja nic nie moge zrobic. Po numer idzcie na drugie pietro, po haslo na trzecie.
Idziemy po numer studenta do szanownej pani Tuuli. W koncu zapisy sa od dzisiaj, nie? A w biurze zdziwienie, ze jestesmy tak wczesnie, przeciez caly kurs orientacyjny zaczyna sie jutro i wtedy dowiemy sie wszystkiego. Okazalo sie, ze czegos tam nie dostalysmy listem od nich w ogole i jakies takie niedoinformowane jestesmy. Tak dla odmiany.
Nastepnego dnia zaczal sie kurs. Smiech na sali. Nudy, problemy ze sprzetem (skomplikowana istrukcja obslugi mikrofonu - trzeba mowic DO niego. Kraj hi-tech?) No ale dobra, przetrwalysmy, odbebnilysmy wszystkie trzy dni. Dostalysmy w koncu swoj pakiet studencki wraz z numerem, potem razem z tutorka zalatwilismy haslo do sieci ('pamietajcie - haslo dziala tylko przez 5 logowan, musicie je zmienic, mozecie to zrobic kiedykolwiek i gdziekolwiek'). Haslo zaczelo dzialac dopiero nastepnego dnia i nagle zrobilo sie dosc pozno i czesc kursow byla juz zaklepana na ful. No ale ok, wybralysmy kilka kursow, pozmienialysmy adres z polskiego na nasz finski i probujemy zmienic haslo. Niestety takiej opcji nie ma. Co sie okazuje? Wcale nie mozna tego zmienic wszedzie, tylko koniecznie na komputerze na uczelni. Jakos to chyba umknelo ich uwadze.
Generalnie juz chyba najgorszy burdel uczelniany mamy za soba (zebym tylko nie wykrakala...) i juz wszystko dziala. Choc przyznam, ze bardzo trudno bylo ustalic sobie caly plan zajec. System kursow jest bardzo dobry, bo mozna wybrac, co sie chce i co nas interesuje, ale dla nas to jednak nowosc i ciezko nam sie bylo przyzwyczaic do tego, ze trzeba pilnowac terminu rejestracji i pamietac, ze sa limity miejsc.
Co tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, ze finski system bardzo dobrze uczy mlodych ludzi odpowiedzialnosci. Nas sie wychowuje pod kloszem, wszystko jest podane na tacy i nie trzeba sie niczym martwic. Tutaj dzieci sa puszczone wolno do pewnej granicy (czasami niestety dla mnie niepojetej) i musza ponosic odpowiedzialnosc za wlasne czyny. Tak samo same musza sie zainteresowac, co studiuja, jak to sobie ustala, czy i jak chodza na zajecia i jak zdaja egzamin, jesli na zajecia chodzic nie moga. Juz samo to uczy bardzo wiele.
I jeszcze jedna perelka ichniego systemu, ktora mnie urzekla. Sport. Kupilysmy SPORTTI KORTTI za calutkie 40 euro na trzy miesiace (jeee, kolejny wielki wydatek!) i mamy wstep na wszystkie cztery kampusy, wszystkie zajecia sportowe i silownie. Trzeba sie na nie zapisac na tydzien przed zajeciamy (czyli nie na caly kurs kilkutygodniowy, tylko z zajec na zajecia). Bylam juz na salsie (po finsku, wow! niezapomniane przezycie), dzis ide na bellydance (coz za orientalne polaczenie - taniec arabski w wykonaniu finki i po finsku :D), a takze juz dwa razy zahaczylam o silownie. Silownia jest wielka, bardzo dobrze wyposazona, a co jeszcze bardziej mnie urzeka - przy kazdej przebieralni jest sauna... Po prostu zyc nie umierac! :)
Z tematow typowo uczelnianych to by bylo na tyle. Dzis wybywam na weekend do kesämökki, czyli do domku letniskowego polozonego jakies 100km od Helsinek. Wypad z helsinkim AEGEE. Czyli zapewniona dobra zabawa :)
Jakos tuz przed wyjazdem dostalysmy maila od Saszy, ktory jest sekretarka na naszej katedrze, ze MUSIMY dokonac zapisow na kursy osobiscie u niego. Termin: 1-4 wrzesnia, wtedy i tylko wtedy, amen. No to co? Pierwszego poszlysmy na uczelnie, zeby wszystko zrobic i miec z glowy, nie martwiac sie, ze zabraknie miejsc. Idziemy do Saszy, mowimy, o co nam chodzi, a on uprzejmie prosi, zebysmy wrocily za poltorej godziny, bo musi wyjsc. Wracamy, powtarzamy cala sprawe, na co on - ja was nie moge zapisac, jest was za duzo (cale cztery). Mozemy zapisac sie przez net. Macie juz numer studenta i haslo do sieci studenckiej? Nie? To ja nic nie moge zrobic. Po numer idzcie na drugie pietro, po haslo na trzecie.
Idziemy po numer studenta do szanownej pani Tuuli. W koncu zapisy sa od dzisiaj, nie? A w biurze zdziwienie, ze jestesmy tak wczesnie, przeciez caly kurs orientacyjny zaczyna sie jutro i wtedy dowiemy sie wszystkiego. Okazalo sie, ze czegos tam nie dostalysmy listem od nich w ogole i jakies takie niedoinformowane jestesmy. Tak dla odmiany.
Nastepnego dnia zaczal sie kurs. Smiech na sali. Nudy, problemy ze sprzetem (skomplikowana istrukcja obslugi mikrofonu - trzeba mowic DO niego. Kraj hi-tech?) No ale dobra, przetrwalysmy, odbebnilysmy wszystkie trzy dni. Dostalysmy w koncu swoj pakiet studencki wraz z numerem, potem razem z tutorka zalatwilismy haslo do sieci ('pamietajcie - haslo dziala tylko przez 5 logowan, musicie je zmienic, mozecie to zrobic kiedykolwiek i gdziekolwiek'). Haslo zaczelo dzialac dopiero nastepnego dnia i nagle zrobilo sie dosc pozno i czesc kursow byla juz zaklepana na ful. No ale ok, wybralysmy kilka kursow, pozmienialysmy adres z polskiego na nasz finski i probujemy zmienic haslo. Niestety takiej opcji nie ma. Co sie okazuje? Wcale nie mozna tego zmienic wszedzie, tylko koniecznie na komputerze na uczelni. Jakos to chyba umknelo ich uwadze.
Generalnie juz chyba najgorszy burdel uczelniany mamy za soba (zebym tylko nie wykrakala...) i juz wszystko dziala. Choc przyznam, ze bardzo trudno bylo ustalic sobie caly plan zajec. System kursow jest bardzo dobry, bo mozna wybrac, co sie chce i co nas interesuje, ale dla nas to jednak nowosc i ciezko nam sie bylo przyzwyczaic do tego, ze trzeba pilnowac terminu rejestracji i pamietac, ze sa limity miejsc.
Co tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, ze finski system bardzo dobrze uczy mlodych ludzi odpowiedzialnosci. Nas sie wychowuje pod kloszem, wszystko jest podane na tacy i nie trzeba sie niczym martwic. Tutaj dzieci sa puszczone wolno do pewnej granicy (czasami niestety dla mnie niepojetej) i musza ponosic odpowiedzialnosc za wlasne czyny. Tak samo same musza sie zainteresowac, co studiuja, jak to sobie ustala, czy i jak chodza na zajecia i jak zdaja egzamin, jesli na zajecia chodzic nie moga. Juz samo to uczy bardzo wiele.
I jeszcze jedna perelka ichniego systemu, ktora mnie urzekla. Sport. Kupilysmy SPORTTI KORTTI za calutkie 40 euro na trzy miesiace (jeee, kolejny wielki wydatek!) i mamy wstep na wszystkie cztery kampusy, wszystkie zajecia sportowe i silownie. Trzeba sie na nie zapisac na tydzien przed zajeciamy (czyli nie na caly kurs kilkutygodniowy, tylko z zajec na zajecia). Bylam juz na salsie (po finsku, wow! niezapomniane przezycie), dzis ide na bellydance (coz za orientalne polaczenie - taniec arabski w wykonaniu finki i po finsku :D), a takze juz dwa razy zahaczylam o silownie. Silownia jest wielka, bardzo dobrze wyposazona, a co jeszcze bardziej mnie urzeka - przy kazdej przebieralni jest sauna... Po prostu zyc nie umierac! :)
Z tematow typowo uczelnianych to by bylo na tyle. Dzis wybywam na weekend do kesämökki, czyli do domku letniskowego polozonego jakies 100km od Helsinek. Wypad z helsinkim AEGEE. Czyli zapewniona dobra zabawa :)
wtorek, 1 września 2009
Przewodnik po Finlandii i obowiazujacych tu cenach
Cale szczescie, ze wode mozna pic hektolitrami z kranu. To chyba jedyna przyjemnosc w Finlandii, ktora nic nie kosztuje i mozna ja dosc latwo skombinowac. Bo z innymi rzeczmi jest niestety troche trudniej.
Szok cenowy przezylam, jak bylam w Finlandii pierwszy raz. Teraz juz nie przeliczam wszystkiego na zlotowki po aktualnym kursie euro (nawet go nie sledze, wole sie jeszcze bardziej nie dolowac, choc dochodza mnie mile plotki, ze niby euro spada?), tylko staram sie porownywac ceny i wybierac najtansze sklepy albo najtansze w miare mozliwosci marki.
Taki maly cennik, jesli ktos by byl ciekawy, ile kosztuje zycie tutaj.
Jogurt pitny litrowy: moj ulubiony kosztuje 1,65-1,85, tej samej firmy, ale z innej serii - okolo 1 euro, inne jogurty wahaja sie miedzy euro a 3.
Mleko litrowe zwykle: 0,80, mleko litrowe pyszne slodziutkie: 1,30
Chleb razowy 6 palatow, czyli podwojnych kromek: 1,35
Piwo Karjala 0,568l: 2,52 plus 0,15 kaucji
Groszek bonduelle: 1,75, groszek marki-robiacej-wszystko-glownie-chemie-domowa: 0,75
Musli (lub jak kto woli mysli): 3,75
Plyn do prania marki-tej-od-groszku: 2,80 za litr
Plyn do plukania marki-jak-wyzej: 1,50 za 0,75l
Papier toaletowy sztuk 24: 6,90 (ceny za opakowanie 40 rolek niestety nie pamietam, za duzy szok)
I moj osobisty hit na dzisiaj - karta strefowa na komunikacje miejska na cale dwa tygodnie: 61,60 plus 9 euro za wydanie karty. Co i tak przy jednorazowym przejezdzie 4 euro robi roznice.
Miodzio.
Hmm przy okazji widac, co tutaj najczesciej kupuje. Jogurt, mleko, chlebek i piwo. Choc piwo zaliczylam jak na razie tylko jedno, ale planujemy kupic sobie wkrotce tzw. 'jamnika':
Na spacerze z takimi wlasnie zwierzatkami mozna najczesciej spotkac Finow w parkach w weekendy. Po obaleniu takiego jamniczka (pojedynczego 12 lub podwojnego 24) staja sie naprawde wybitnie rozmowni, otwarci i glosni. Ceny jamnika nie pamietam, ale pewnie po najblizszym obaleniu z dziewczynami sie pochwale ;]
Szok cenowy przezylam, jak bylam w Finlandii pierwszy raz. Teraz juz nie przeliczam wszystkiego na zlotowki po aktualnym kursie euro (nawet go nie sledze, wole sie jeszcze bardziej nie dolowac, choc dochodza mnie mile plotki, ze niby euro spada?), tylko staram sie porownywac ceny i wybierac najtansze sklepy albo najtansze w miare mozliwosci marki.
Taki maly cennik, jesli ktos by byl ciekawy, ile kosztuje zycie tutaj.
Jogurt pitny litrowy: moj ulubiony kosztuje 1,65-1,85, tej samej firmy, ale z innej serii - okolo 1 euro, inne jogurty wahaja sie miedzy euro a 3.
Mleko litrowe zwykle: 0,80, mleko litrowe pyszne slodziutkie: 1,30
Chleb razowy 6 palatow, czyli podwojnych kromek: 1,35
Piwo Karjala 0,568l: 2,52 plus 0,15 kaucji
Groszek bonduelle: 1,75, groszek marki-robiacej-wszystko-glownie-chemie-domowa: 0,75
Musli (lub jak kto woli mysli): 3,75
Plyn do prania marki-tej-od-groszku: 2,80 za litr
Plyn do plukania marki-jak-wyzej: 1,50 za 0,75l
Papier toaletowy sztuk 24: 6,90 (ceny za opakowanie 40 rolek niestety nie pamietam, za duzy szok)
I moj osobisty hit na dzisiaj - karta strefowa na komunikacje miejska na cale dwa tygodnie: 61,60 plus 9 euro za wydanie karty. Co i tak przy jednorazowym przejezdzie 4 euro robi roznice.
Miodzio.
Hmm przy okazji widac, co tutaj najczesciej kupuje. Jogurt, mleko, chlebek i piwo. Choc piwo zaliczylam jak na razie tylko jedno, ale planujemy kupic sobie wkrotce tzw. 'jamnika':
Na spacerze z takimi wlasnie zwierzatkami mozna najczesciej spotkac Finow w parkach w weekendy. Po obaleniu takiego jamniczka (pojedynczego 12 lub podwojnego 24) staja sie naprawde wybitnie rozmowni, otwarci i glosni. Ceny jamnika nie pamietam, ale pewnie po najblizszym obaleniu z dziewczynami sie pochwale ;]
Subskrybuj:
Posty (Atom)