Tak jak zawsze listopad byl dla mnie najbardziej przybijajacym miesiacem, tak teraz przyniosl mi kilka naprawde bardzo fajnych chwil i z pewnoscia zostanie zapamietany, jako miesiac przelomowy, w czasie ktorego moj tutaj-pobytowy-kryzys poszedl precz. Nie bede sie teraz zaglebiac w te 'wszystkie male rzeczy, ktore sprawiaja ze sie usmiecham'*, pochwale sie za to jedna rzecza.
Rozwijam sie kulinarnie.
Do tej pory udalo nam sie ugotowac/upiec (z pelnym sukcesem) trzy potrawy finskie, wiec jak wroce do domu, bede gotowac, piec, pichcic i ogolnie zarazac ludzi bakcylem finskiej kuchni. Strzez sie, Rodzino, bedziecie musialy jesc to wszystko - obojetnie czy sie uda, czy nie! ;)
A tutaj macie efekty naszej pracy:
Lohikeitto czyli zupa lososiowa, ktora zrobilam zupelnie sama i bez zadnej pomocy. Wyszla rewelacyjna, mimo ze na zdjeciu moze niekoniecznie wyglada. Ale to jest chyba pierwsza rzecz, ktora zrobie po powrocie z domu. Mamo, szykuj juz lososia! ;)
Korvapuustit, potocznie tutaj przez nas zwane w dosc wulgarny sposob, z racji poczatkowej czesci nazwy ;) Buleczki kardamonowo-cynamonowe o charakterystycznym ksztalcie. Robione na spolke z Natalia, po polowie. Te tutaj to nawet wynik konkretnie mojej pracy. Czasochlonne jak cholera, ale warto, warto.
Lohikiusaus czyli 'pokusa lososiowa'. Niby zwykla zapiekanka ziemniaczana z lososiem, ale... jejku jej, palce lizac, niebo w gebie i w ogole! Zdjecie totalnie zrobione na odwal, bo tak nam bylo spieszno, zeby zaczac jesc, ze zadnej nie chcialo sie czekac. Juz i tak nasza pokusa siedziala w piekarniku prawie 45 minut dluzej niz miala...
Calosc robiona we trojke z Anita (szefem calego dzisiejszego przedsiewziecia) oraz Natalia. Z kazda kolejna potrawa rosnie liczba kucharek. Coz, ponoc gdzie kucharek szesc, tam nie ma co jesc (ale jesli ktos czyta basha, to pewnie pamieta, co zamiast jedzenia jest ;])
Do wyprobowania jest jeszcze cala masa innych rzeczy. Kolekcjonuje przepisy, dziewczyny tez maja oczy i uszy otwarte na nowe rzeczy, wiec jest szansa, ze do domu wroce z kompletem nowych smakow.
Jutro z kolei idziemy do znajomej na SaunaParty, w czasie ktorego zostaniemy uraczone rakami po finsku. Zobaczymy, moze to bedzie nastepne nasze przedsiewziecie kulinarne?
*Guniu, to tak z dedykacja dla Ciebie, fretko ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pieknie sie owoce pasji prezentuja:)
OdpowiedzUsuńCzyli swieta bedziemy spedzac na modle kuchni finskiej? Lohikeitto zamiast barszczu?;) Po prawdzie w pierwszym momencie przeczytalam "zupa losiowa", ale dokladna lektura wyrazu rozszyfrowala rozczarowujaca jednak nazwe...
A o tym zarazaniu bakcylem finskiej kuchni to tak nie rozglaszaj, bo sie sanepid albo i cia zainteresuje;)
Dzieki za dedykacje, fretko:) Czlowiek sie usmiecha jeno czytajac ten wers8)
Wybieram bramkę nr 2 :)
OdpowiedzUsuńA ja się wpraszam na pierwszy dostępny termin degustacji! :D
OdpowiedzUsuńno to co to za "początkowa część nazwy"? ;) a zupa rzeczywiście wygląda eee... niezbyt zachęcająco ;)
OdpowiedzUsuńNo te ciasteczka wyglądają jak z książki kulinarnej! Coś pięknego.
OdpowiedzUsuńJenny