Dostac sie na wycieczke do fabryki Fazera graniczy niemalze z cudem. Najblizszy wolny termin jest na czerwiec, ale cale szczescie udalo nam sie awansowac z listy rezerwowej, zebralismy odpowiednia ilosc osob i w ten oto sposob moglismy troche pobuszowac po korytarzach fabryki.
Grupa musi liczyc minimum dziesiec osob i z poczatku obawialysmy sie, ze jest to troche nie wykonalne. Termin na wtorek na 9 rano i to do tego w Vantaa, gdzie jedzie sie z godzine, budzil nieco nasz niepokoj. Ale propaganda na fejsbuku dala rezultaty i bylo nas nieco ponad dwudziestka. Ciesze sie, ze az tyle sie nas zebralo, bo akurat wczoraj ESN organizowalo wlasna erasmusowa wycieczke, wiec balysmy sie troche, ze wiekszosc ludzi chetniej pojedzie z nimi. No ale logiczne, ze z nami fajniej niz z ESNem, prawda?
Spotkalismy sie na ostatnim przystanku metra, po czym przeszlismy na autobus i wtedy zaczely sie problemy. Stoi nas dwudziestka na przystanku, autobus podjezdza, nikt sie nie ruszyl i autobus nam odjechal. Sprzed nosa! Niestety, to byl jedyny besposredni autobus, ktory na dodatek jezdzi raz na godzine. Uczucie, kiedy stoisz na przystanku, a tuz przed toba odjezdza ci autobus, na ktory by sie spokojnie zdazylo, troche miazdzy. Cale szczescie dziesiec minut pozniej przyjezdzal inny autobus, ktorym mozna bylo pojechac, ale trzeba bylo jeszcze z kwadrans isc. Nie mielismy wyjscia, pojechalismy i potem brnelismy przez zaspy i sniezyce przy dwunastostopniowym mrozie. Mowilam juz, ze nienawidze zimy...?
Juz samym tym spacerem zasluzylismy na duzy zastrzyk czekoladowych kalorii!
Fabryka Fazera moze nie wyglada zbyt imponujaco z zewnatrz, ale tworzy taki jakby maly wlasny swiat. Karl Fazer, zakladajac to przedsiebiorstwo, postawil sobie za cel, zeby bylo ono wyjatkowo przyjazne pracownikom. Dlatego sa tam osobne pokoje, gdzie mozna zostawic dziecko na czas pracy, kafejki i restauracja dla pracownikow, obiekty sportowe jak np korty tenisowe, etc. Niestety, do zwiedzania dostepny jest zaledwie malenki wycinek tego calego kompleksu. Najbardziej czekalam na to, zeby moc zobaczyc, jak wyglada praca przy tych czekoladowych liniach. Wiecie, sortowanie, pakowanie, segregowanie i takie tam. Niestety, teraz w Finlandii jest tzw. 'ski holiday' czyli po prostu - ferie. Nie tylko w szkolach (poza uniwerstytetami...), ale jak widac takze w roznych przedsiebiorstwach. Oprowadzono nas tylko po jednej sali, gdzie staly nieczynne maszyny sortujace. Wczesniej obejrzelismy dwa filmy (o historii fabryki oraz wlasnie o tym, jak sie produkuje czekolade), zobaczylismy jakies maszyny mieszajaco-gotujace, ale mimo wszystko tego najfajniejszego nie widzielismy. Szkoda.
No ale wszystko wynagrodzil nam pokoj z czekolada, gdzie mozna bylo jesc ile sie chce. Przeliczylam sie, myslalam, ze zjem wiecej, ale nawet nie sprobowalam wszystkiego, co tam bylo. Zaslodzilam sie okropnie, sadze, ze mam dosc czekolady na dlugo. Moze nawet do konca dnia ;) Tak jak wszyscy rwali sie do jedzenia od momentu, jak tylko weszlismy do srodka, tak potem na haslo 'mozemy juz isc? tam czeka wiecej slodyczy' zaczeli jeczec.
Na koniec dostalismy paczuszke z kilkoma rodzajami fazerowych slodyczy oraz z fazerowym chlebem. Bo chlebki tez pieka. Calkiem calkiem, nawet. Dla studentow taka paczuszka to na wage zlota ;)
Moze i nie bylo nam dane pomaczac paluszkow w wielkich kontenerach czekolady i podebrac cukierkow bezposrednio z linii produkcyjnej, ale mimo wszystko wycieczka byla udana. Mam nadzieje, ze moze uda mi sie jeszcze kiedys podpiac pod jakas grupe i zobaczyc fabryke w pelni sil produkcyjnych.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz