niedziela, 30 sierpnia 2009

Nadgorliwi Finowie - lamiemy stereotypy

Dla informacji tych, ktorzy jeszcze tego jakims cudem nie wiedza - wzielam na erasmusa rolki. Tak, wcisnelam je jakos do walizki. Tak, tachalam te ciezka wazlizke ze soba. Tak, mam zamiar z tych rolek korzystac. Kropka :)

Jak na razie skorzystalam z nich dwa razy, a biorac pod uwage fakt, ze jestem tu od czwartku, to chyba calkiem niezly wynik. Jezdze sobie na pobliskim parkingu wokol zaparkowanych tam samochodow, zeby przypomniec sobie co i jak. Niestety, piekne sciezki rowerowe sa jak dla mnie zbyt blisko ulicy i najpierw musze sie znow wdrozyc w jazde. Ale juz jutro planuje je wyprobowac.

Dzisiaj przy tej sposobnosci udalo mi sie przekonac, ze Finowie nie sa jednak tacy niesmiali i zdystansowani. A ostatnio coraz wiecej takich objawow zdolalam zaobserwowac.

Troche juz na tym parkingu czasu spedzilam, a dopiero przyuwazylam jeden samochod, ktory na niego wjechal. Wysiadl z niego jakis facet, ktory od poczatku mnie obserwowal. Przeczekalam, poki sie gdzies nie usadzi (nie chcialabym zahamowac mu na rufie), wiec zrobilam kolejna rundke wokol aut, on wyszedl i powital mnie ladnym 'moi!'. Przywitalam sie rowniez, ruszylam dalej, a on (sam z siebie, bez mojego zagajania rozmowy!) zapytal mnie, czemu nie mam ochraniaczy ;] Chyba sie zmartwil, ze moze mi sie cos stac. Po czym (rowniez sam z siebie!) rzucil luzna uwage, ze asfalt tutaj taki kiepski. 'Owszem, tam wprawdzie jest ladny asfalt, ale za duzo samochodow nieopodal', odparlam. 'No tak, za blisko ulicy', odpowiedzial mi ten wygadany Fin.

Nie wiem, moze to ja dziwnie reaguje, ale to zachowanie bylo wybitnie niefinskie. Sam z siebie zgadal. Podtrzymal rozmowe. Nie przeszedl na angielski, choc na pewno bylo slychac, ze jestem obcokrajowcem. Nie moze byc, zlamal chyba wszystkie mozliwe stereotypy dotyczace malomownosci Finow i ich stosunku do obcokrajowcow!

piątek, 28 sierpnia 2009

Kraj absurdu part 1

Wczoraj wieczorem zrobilysmy sobie we dwie z Anita rundke po osiedlu. Jakos tak wewnatrz czuje sie niesamowicie szczesliwa, ze znow tu jestem. Jak widze Finow w srodowisku naturalnym, jakos same mi sie usta smieja.

Jak najlepiej spedzic wieczor, zeby bylo bardziej 'finsko'? Oczywiscie wyjsc na jogging, na rower, wyjsc na dlugi spacer z psem lub najlepiej polaczyc to w dowolna kombinacje typu jogging z psem. Najlepsza, najtansza i najprzyjemniejsza rozrywka, dostepna dla kazdego i wlasciwie znaczna wiekszosc Finow z tego korzysta. Choc ja sie im wcale nie dziwie - gdybym miala mieszkac w tak wystylizowanym mieszkaniu, tez wolalabym spedzac wieczory, uprawiajac wszelakiej masci sporty na swiezym powietrzu.

Co wlasnie przypomina mi o rzeczy drugiej. Ich mieszkania. Dobra, przyznaje sie, bezczelnie gapilam sie w kazde oswietlone okno, ktore mi sie napatoczylo. Nie bylo trudno nic nie podejrzec, bo Finowie maja chyba jakas awersje do firanek (totalny ich brak jak Finlandia dluga i szeroka), zaslonek maja jak na lekarstwo, a chyba najbardziej ukochali rolety. Ktorych zreszta i tak czesto nie uzywaja. Tak wiec podgladalam sobie ile wlezie i jakos nie umiem sobie siebie wyobrazic zyjacej w czyms takim. Kto byl w moim pokoju, ten wie, ze lubie pomieszczenia cieple, przytulne, swojskie. Tutaj rzadkoscia sa chyba nawet sciany pomalowane na inny kolor niz bialy! Do tego najlepiej biale meble, jak najmniej i jak najbardziej praktyczne. W moim pokoju teraz jedynym akcentem innego koloru jest dziwnego koloru wyplowiala zaslonka i drewniane loze. Czuje sie jak w psychiatryku.

Ale jednego im nie mozna odmowic. Moze i te mieszkania sa minimalistyczne, ale maja tam wszystko, czego by potrzebowali. Sauna na parterze, pokoj na rowery, z ktorego jest proste wyjscie juz na trase, czyscidelko do butow przed drzwiami na klatke, wszystko ladnie ogrzewane, czesto czyszczone i utrzymywane w dobrym stanie. No, zyc, nie umierac. Zwlaszcza jesli chodzi o te saune.

Maja hopla na tym punkcie - wszystko ma byc praktyczne, minimalistyczne, zgodne z natura i zdrowe. Tylko tu jak na razie spotkalam sie z tym, ze trudno dostac inne mleko niz 'bez laktozy', maslo jest 'odtluszczone', sol smakuje jakby byla 'bez soli', a cukier 'bez cukru'. Wody butelkowanej w sklepach nie uraczysz, bo wszyscy pija z kranu. A smakuje nieraz lepiej niz nasza zrodlana.

Czego niestety nie mozna powiedziec o ich piwie, zwanym lepiej pod nazwa 'siki renifera'. Ugh czego jak czego, ale piwa robic nie umieja :)

czwartek, 27 sierpnia 2009

A w Finlandii pada...

Jaka pogoda w Polsce? Pewnie sloneczko, ciepelko i piekna koncowka lata? W Finlandii lato juz chyba przebrzmialo. Ale czego ja sie spodziewalam, w koncu tutaj idzie jesien.

Dotarlysmy do Helsinek dzis nad ranem. Podroz minela, o dziwo, spokojnie, ale to chyba dlatego, ze limit niepowodzen i kiepskich niespodzianek wyczerpalysmy juz na samym poczatku. Inteligentnie wyjechalysmy z domu o tyle wczesnie, ze nigdzie sie nie spoznilysmy. A bylo blisko...

Problem z portem gdynskim jest taki, ze mamy tych terminali ciut ciut i jeszcze troche. Promowy jest tylko jeden. Reszta to kontenerowe, drobnicowe czy jakie tam. No to co? Lecim na promowy, jak sama nazwa wskazuje, stamtad odplywaja promy, prawda? A jednak nie. Okazalo sie, ze musimy sie wrocic pod dworzec morski, a nastepnie jechac znow do kolejnego terminalu, zeby wejsc na prom. Jakos nam sie jednak udalo doczlapac do miejsca koncowego, nie pogubiwszy po drodze zadnej skladowej naszego bagazu, ale co sie stresu najadlysmy, to nasze.

Podroz trwala 18 godzin. Od 11 czasu gdynskiego do 6 czasu helsinskiego. Prom opustoszaly, nie liczac starszych finow i polskich dresow. Ale za to jak wyposazony! Sauna! Silownia! Jacuzzi! I inne uciechy. Za pozno sie jednak zorientowalysmy, wiec sauna zdazyla wystygnac (grzali tylko do 22, a nam na wygrzewanie zebralo sie dopiero kolo polnocy), a jacuzzi juz dogorywalo. Ale chwilke zdazylysmy sie nacieszyc, podobnie jak silownia :)

Z helsinskiego portu do Espoo pojechalysmy burzujsko taksowka. Tak na dobra sprawe to sie nie nanosilysmy tych bagazy za bardzo. Z domu do taksy, z taksy bezposrednio pod winde na promie, z promu do taksy i z taksy trzy pietra w gore juz do domu. Ale mimo wszystko czujemy sie ciagle padniete.

Mieszkanie jest calkiem niezle. Trzy pokoje, dwie male garderobki, duza kuchnia i lazienka. No i balkon. A najbardziej niesamowity ze wszystkiego jest widok z okna. Drzewa. Drzewa drzewa drzewa. Chcialabym moc codziennie wstawac i przez okno widziec tyle zieleni. Naprawde poprawia nastroj.

Podziwiam sie sama za zdolnosc tak szybkiej adaptacji. Po pol godziny w kabinie na promie czulam sie tak, jakbym tam byla juz kilka dni. W tym mieszkaniu po chwili juz poczulam sie jak u siebie. Choc do wielu rzeczy bedzie mi sie trudno jednak przyzwyczaic. Finowie np z reguly nie maja w ogole parapetow. A okna podzielone sa w pionie na dwie czesci - jedna z nich zajmuje 1/6 calosci i tylko ona jest uchylna. A i to nie na osciez. Albo ich piekarniki sa wielkosci sredniego garnka. Nic dziwnego, skoro ich chleb rosnie na wysokosc trzech centymetrow.

Do paru innych rzeczy tez bede musiala przywyknac. Ale teraz najchetniej to bym sie po prostu zdrzemnela :)

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Przygotowania cz.1

Za dokładnie 48 godzin będę stała w kolejce do odprawy na prom Gdynia-Helsinki. Objuczona jak wielbłąd - z jednym plecakiem wypchanym ciuchami, jedną torbą z kosmetykami, z kolejną torbą z żarciem i z wielką siatą z rzeczami, które się do powyższych nie zmieściły. Znając życie połowa tych rzeczy nie będzie mi potrzebna albo użyję ich tylko raz. Coż, przynajmniej już zrezygnowałam z brania 10 par butów...

Nie pomyślałabym nigdy, że przygotowania do wyjazdu na kilka ładnych miesięcy potrafią być tak męczące. Minęły czasy, kiedy pakowanie trwało u mnie przysłowiowe pół godzinki i jakoś nigdy niczego nie zapominałam. Teraz muszę pamiętać o wszelkich kartach ubezpieczeniowych, załatwieniu spraw z uczelnią, odwiedzeniu wszystkich możliwych lekarzy i innych takich. Seriously, pakowanie w tym wszystkim to pryszcz.

A mimo to do końca spakowana jeszcze nie jestem. Od pakowania ważniejsze jest teraz poodwiedzanie znajomych, podzwonienie do najbliższych, obskoczenie ukochanych trójmiejskich miejsc i należyte opicie wyjazdu. No nie ma czasu, nie ma!

I choć cała ta wyprawa na 'daleką Północ' była marzeniem mojego życia, to im bliżej, tym bardziej mnie to przeraża. Jakie to szczęście, że od momentu wejścia na prom do dopłynięcia do portu helsińskiego minie prawie cała doba. Będę miała czas na przestawienie się na myślenie w kategoriach erasmusowych. I na przygotowanie psychiczne na to, że kraj, do którego jadę, nie jest tak do końca normalny...