Wrocilam z naszego spontanicznego podbijania Finlandii. Cztery dni, piec miast, wydane chyba grubo ponad 200 euro w sumie. I jedna konkluzja: przejazdy - 75 euro, noclegi - 75 euro, radosc odkrywania miejsc nieznanych - bezcenna, ale NIE ZA WSZYSTKO zaplacisz karta Maestro. Trzeba pamietac o tym na przyszlosc.
Odwiedzilysmy z Natalia w czasie naszej dosc spontanicznej wyprawy: Kuopio, Kajaani, Sotkamo (wraz z przyleglosciami w postaci Vuokatti i terenow okolicznych) i Joensuu. Kuopio juz znalam wczesniej, poza tym - jak to z wiekszoscia finskich miast bywa - wystarczy dzien, by je cale obleciec i moc powiedziec, ze juz sie wie, gdzie sa najwazniejsze atrakcje turystyczne.
Kajaani zaliczylysmy tez tak jakby przelotem, w dlugim oczekiwaniu na autobus do Sotkamo. Wystarczylo, by przejsc centrum, obejrzec glowny kosciol, piekny zolciutko-kurczaczkowy ratusz, kilka pomnikow (standardowo - ku pamieci tych, co polegli za ojczyzne; w kazdym miescie widzialysmy przynajmniej jeden taki pomnik), a nawet zjesc obiad. Warto tam jeszcze kiedys wrocic, bo chce odwiedzic tam co najmniej dwa miejsca. Ale na razie robie sobie szlaban na podrozowanie.
Najwieksze wrazenie zrobilo na nas Vuokatti i okolice. Miejsce jest typowo rekreacyjno-sportowe. Spa. Baseny. Stoki narciarskie i skocznie. Trasy spacerowe. Szlaki wedrowne. Tam pojechalysmy (znow dosc spontanicznie) poszwendac sie po lasach. Wyruszylysmy trasa Eino Leino:
Trasa srednio wymagajaca, ale za to niesamowicie malownicza. Uroku dodawal jej sniezek lezacy na sciezkach i drzewach oraz zamarzniete stawy i jeziora w okolicy. Widok ze szczytu Vuokattivaara byl naprawde wart tego gramolenia sie pod gore w mrozie. Choc wspinanie sie pod gore nie bylo koniec koncow takie zle, bo droga w dol wiodla przez nieco podmokle tereny i czulysmy sie, jakbysmy trafily na jakies bagno.
Marzy mi sie wyruszenie w podobna trase, ale duzo dluzsza. Taka kilkudniowa, ze spaniem w domku na szlaku zwanym 'kota'.
W takiej kocie mozna przenocowac, ogrzac sie, a czasami nawet skorzystac z sauny. Jedynym warunkiem jest pozostawienie wszystkiego w takim stanie, w jakim sie go zastalo. Posprzataj po sobie. Narab troche drewna. O dziwo, jakos sie ten system tu sprawdza ;]
Sotkamo zostawilysmy sobie na nastepny dzien, bo wrocilysmy nieco zmeczone po calym dniu na swiezym powietrzu. Padlysmy jak muchy kolo 22 (my! ktore zawsze siedzimy do idiotycznych godzin nocnych!) i nastepnego dnia pozwiedzalysmy te prawie 11tysieczna metropolie. To byl czwartek i mieli racje w wiadomosciach - od czwartku temperatura drastycznie spadla. Minusow faktycznie troche bylo. Skrocilysmy wiec zwiedzanie do absolutnego minimum na rzecz hazardu na stacji autobusowej.
Po Sotkamo wpadlysmy jak po ogien do Joensuu, wlasciwie tylko po to, by pojsc do muzeum. Ale muzeum bylo tego jak najbardziej warte. Karelia w pigulce. I, jak wszystkie chyba skandynawskie muzea, dopieszczone tak, ze nudzic sie nie mozna. Prezentacje multimedialne, makiety, odsluchy muzyki, stanowiska komputerowe - cokolwiek sobie czlowiek zamarzy. Mozna dotknac, posluchac, obejrzec, niemalze polizac. Nic dziwnego, ze spotkalysmy tam calkiem sporo mlodych ludzi, ktorzy poszli sobie w to piekne czwartkowe poopludnie do muzeum ze znajomymi, a nie pod przymusem ze szkola. U nas widok raczej niespotykany.
Joensuu sprawilo na nas wrazenie bardzo studenckiego miasta. Dosc duzo mlodych ludzi, duuuuzo pubow (samych irlandzkich knajp z Guinessem w centrum widzialam dwa), knajpeczek i restauracji, a do tego, pozor! pozor! bary z niezdrowym zarciem czynne do 4! Znaczy sie - w Joensuu imprezy koncza sie pozno, a nie jak erasmusowe imprezy w Hell, gdzie o 2 zwija sie manatki ;] CIMO (organizacja, dzieki ktorej rok temun bylam na kursie w Oulu) organizuje nam wyjazdy stypendialne na koniec studiow na semestr do Finlandii celem szykowania pracy mgr. Zaczynam rozwazac wyjazd do Joensuu ;]
I tak wlasciwie po krotkim obiegu centrum Joensuu wrocilysmy do Helsinek. Punkt sprzedazy biletow na pociag wygladal niemal jak terminal lotniczy w Turku - jeden wielki barak wygladajacy jak zywcem wyjety z placu budowy. Za to pociag - ach, gdyby tak wszystkie pociagi u nas wygladaly... Jak mysle o tym, ze w Polszy znow czeka mnie ponad 5godzinne kwitniecie w naszym kochanym pekape (chyba ze znow sie czas podrozy na trasie Gdynia-Poznan wydluzyl...), to az sie odechciewa.
Wrocilam padnieta, ale zadowolona. Mam nadzieje, ze w czasie wiosennej przerwy jakos mniej spontanicznie, a bardziej z glowa uda nam sie zorganizowac sobie czas. A teraz pozostaly mi dwa dni wolnego i trzeba je jakos rozsadnie wykorzystac. Najlepiej odpoczac po wycieczce :)
sobota, 31 października 2009
sobota, 24 października 2009
Kraj absurdu part 2
Kto z was wiedzial, ze w Finlandii jest prohibicja? Alkohol mozna tutaj kupic jedynie miedzy 9 a 21. Inna sprawa, ze w zwyklych sklepach czy supermarketach kupi sie jedynie piwo lub cydr. Wszelkie inne alkohole mocniejsze od piwa sprzedawane sa w tzw. Alko, monopolistycznej sieci monopolowej ;)
Pamietam moj pierwszy wieczor w Finlandii w zeszlym roku. Przyjechalismy do Turku, zostawilismy rzeczy na dworcu i wyruszylismy w miasto. Przeszlismy przez R-kioski, w ktorym tez oczywiscie mozna kupic piwo, i skusilismy sie na cyderki. Stoimi przy kasie, pani spoglada na nas dosc podejrzliwie, patrzy na zegarek, znow na nas, po czym laskawie kasuje nas za ten alkoholol. Byla dokladnie za trzy dziewiata. Gdybysmy podeszli do kasy minute po dziewiatej, nie byloby o czym rozmawiac. Zakaz to zakaz.
Bardzo czestym widokiem, zwlaszcza w okolicach zblizajacego sie weekendu, sa - jak juz pewnie wspominalam - ludzie wracajacy z pracy z jamnikiem pod pacha. W piatkowe i sobotnie wieczory kazdy szanujacy sie Fin zalewa sie w trupa, w niedziele leczy kaca, zeby od poniedzialku znow byc trybikiem w maszynie. Czasami zdarza im sie pobalowac w srode (zwana tutaj pikku perjantai, czyli malym piatkiem), ale nigdy jakos przesadnie. Owa prohibicja uczy ich, tak na dobra sprawe, racjonalnego gospodarowania czasem i myslenia o przyszlosci. Nie ma opcji, ze o 23 konczy sie alkohol i trzeba wybrac sie do nocnego, o nie! Trzeba zaplanowac, ile sie wypije, na co i w jakiej ilosci ma sie ochote, a potem zaopatrzyc sie w odpowiednia tego ilosc tak, zeby w czasie imprezy nie martwic sie o ewentualne braki w butelkach.
Hmm, nie pamietam, kiedy ostatni raz balowalam. Jak juz mowilam - moje zycie erasmusowe mocno kuleje. Ale bylo to chyba tydzien temu na naszej parapetowce, gdzie byla cala dwojka gosci (dwojka innych gosci zgubila sie w okolicach naszej dzielnicy, a ze nie wzieli ze soba naszego numeru telefonu, to nie mogli sie odnalezc; uroki mieszkania na zadupiu zwanym Espoo). Malo ludzi, nie? Nie wiem, czy za daleko (fakt), czy po prostu nie przepadaja za taka forma imprezy, ale szkoda, ze nie bylo ich wiecej, bo sie swietnie bawilismy (pijackie gry planszowe rzadza). W ogole idea domowki wsrod tych ludzi jest malo popularna. Jak dla nich to w domu mozna zrobic maly bifor, zeby potem udac sie do jakiegos klubu czy pubu. Dla nas domowka to jedna z lepszych form imprezowania. Coz, pewnie wychodzi z nas nasza slowianskosc...
Cale szczescie w poniedzialek wyruszam na kilkudniowa wyprawa (jednak nie Laponia, niestety! Choc moze powinnam sie cieszyc, tydzien temu w Rovaniemi bylo -15 stopni, a my chcialysmy jechac jeszcze ho-ho-ho dalej na Polnoc), wiec moze tam troche bardziej skorzystamy z urokow erasmusa :)
I njus z ostatniej chwili. Nasz uniwerek, owszem, dal nam lekka raczka te 10 dodatkowych miesiecy na nas dwie, napisal w tej sprawie do Hellsinek, ale niestety Helsinki nic o tym nie wiedza. Oni sa jak najbardziej za tym, zebysmy zostaly, tervetuloa i inne takie, ale nie maja pojecia, o co chodzi. Serio nie wiem, kto ma wiekszy burdel - oni czy my. Czasami tesknie za nasza polska uniwersytecka burdelowata biurokracja.
Pamietam moj pierwszy wieczor w Finlandii w zeszlym roku. Przyjechalismy do Turku, zostawilismy rzeczy na dworcu i wyruszylismy w miasto. Przeszlismy przez R-kioski, w ktorym tez oczywiscie mozna kupic piwo, i skusilismy sie na cyderki. Stoimi przy kasie, pani spoglada na nas dosc podejrzliwie, patrzy na zegarek, znow na nas, po czym laskawie kasuje nas za ten alkoholol. Byla dokladnie za trzy dziewiata. Gdybysmy podeszli do kasy minute po dziewiatej, nie byloby o czym rozmawiac. Zakaz to zakaz.
Bardzo czestym widokiem, zwlaszcza w okolicach zblizajacego sie weekendu, sa - jak juz pewnie wspominalam - ludzie wracajacy z pracy z jamnikiem pod pacha. W piatkowe i sobotnie wieczory kazdy szanujacy sie Fin zalewa sie w trupa, w niedziele leczy kaca, zeby od poniedzialku znow byc trybikiem w maszynie. Czasami zdarza im sie pobalowac w srode (zwana tutaj pikku perjantai, czyli malym piatkiem), ale nigdy jakos przesadnie. Owa prohibicja uczy ich, tak na dobra sprawe, racjonalnego gospodarowania czasem i myslenia o przyszlosci. Nie ma opcji, ze o 23 konczy sie alkohol i trzeba wybrac sie do nocnego, o nie! Trzeba zaplanowac, ile sie wypije, na co i w jakiej ilosci ma sie ochote, a potem zaopatrzyc sie w odpowiednia tego ilosc tak, zeby w czasie imprezy nie martwic sie o ewentualne braki w butelkach.
Hmm, nie pamietam, kiedy ostatni raz balowalam. Jak juz mowilam - moje zycie erasmusowe mocno kuleje. Ale bylo to chyba tydzien temu na naszej parapetowce, gdzie byla cala dwojka gosci (dwojka innych gosci zgubila sie w okolicach naszej dzielnicy, a ze nie wzieli ze soba naszego numeru telefonu, to nie mogli sie odnalezc; uroki mieszkania na zadupiu zwanym Espoo). Malo ludzi, nie? Nie wiem, czy za daleko (fakt), czy po prostu nie przepadaja za taka forma imprezy, ale szkoda, ze nie bylo ich wiecej, bo sie swietnie bawilismy (pijackie gry planszowe rzadza). W ogole idea domowki wsrod tych ludzi jest malo popularna. Jak dla nich to w domu mozna zrobic maly bifor, zeby potem udac sie do jakiegos klubu czy pubu. Dla nas domowka to jedna z lepszych form imprezowania. Coz, pewnie wychodzi z nas nasza slowianskosc...
Cale szczescie w poniedzialek wyruszam na kilkudniowa wyprawa (jednak nie Laponia, niestety! Choc moze powinnam sie cieszyc, tydzien temu w Rovaniemi bylo -15 stopni, a my chcialysmy jechac jeszcze ho-ho-ho dalej na Polnoc), wiec moze tam troche bardziej skorzystamy z urokow erasmusa :)
I njus z ostatniej chwili. Nasz uniwerek, owszem, dal nam lekka raczka te 10 dodatkowych miesiecy na nas dwie, napisal w tej sprawie do Hellsinek, ale niestety Helsinki nic o tym nie wiedza. Oni sa jak najbardziej za tym, zebysmy zostaly, tervetuloa i inne takie, ale nie maja pojecia, o co chodzi. Serio nie wiem, kto ma wiekszy burdel - oni czy my. Czasami tesknie za nasza polska uniwersytecka burdelowata biurokracja.
piątek, 16 października 2009
Finlandia? Nie polecam ;)
Zdecydowanie nie polecam Erasmusa w Finlandii. Nie chodzi tylko o pogode czy o ceny. Najwiekszym mankamentem jest to, ze trzeba byc na wszystkich zajeciach obecnym. Serio, wlasciwie wszystkie zajecia zaczynaja sie od sprawdzenia obecnosci. Nie ma, ze sie zabalowalo albo wlasnie chce sie zabalowac. Trzeba przyjsc i odrobic panszczyzne, jesli oczywiscie chce sie miec ECTSy uzbierane.
A jak sie jeszcze jest na samym poczatku, kiedy uklada sie plan, troche zbyt ambitnym, to ma sie przesrane juz na maxa. Po kilku dniach, jak ma sie zajecia od 10 do 18, czlowiek zaczyna sie zastanawiac, z ilu tak wlasciwie moze zrezygnowac. Gorzej, jak okaze sie, ze powinien chodzic na wszystko, bo inaczej jego wlasny uniwerek bedzie krecil nosem.
Przez to, ze mam naciapany caly tydzien, moje zycie erasmusowe kuleje. Wczoraj wieczorem doszlysmy do wniosku z Natalia, ze w przyszlym tygodniu TRZEBA isc na jakas impreze. No trzeba, trzeba, dawno nie bylysmy. W te sobote impreza bedzie u nas (ciekawe, jak wypali, ile osob przyjdzie i jak sie beda bawic), ale wypadaloby tez wyskoczyc na jakies erasmusowe balety. Boze. Ja to mowie? Ja, taka antyimprezowa studentka? Wierzyc mi sie nie chce. Co ta Finlandia robi z ludzmi...
Ale pocieszajace jest to, ze skoro z testu z poczatku semestru mam juz 40 ECTS, a jesli zdam w tym semestrze wszystkie egzaminy, to bede miala razem chyba rowno 60 punktow, to w przyszlym semestrze bede chodzic tylko na to, co mi sie podoba. I nie mam zamiaru sie przepracowywac ;] Bedzie wiosna, bedzie ladna pogoda, bedzie cieplo (no dobra, cieplej) - nie ma sensu siedziec od rana do nocy na uczelni.
Byle do wiosny!
A jak sie jeszcze jest na samym poczatku, kiedy uklada sie plan, troche zbyt ambitnym, to ma sie przesrane juz na maxa. Po kilku dniach, jak ma sie zajecia od 10 do 18, czlowiek zaczyna sie zastanawiac, z ilu tak wlasciwie moze zrezygnowac. Gorzej, jak okaze sie, ze powinien chodzic na wszystko, bo inaczej jego wlasny uniwerek bedzie krecil nosem.
Przez to, ze mam naciapany caly tydzien, moje zycie erasmusowe kuleje. Wczoraj wieczorem doszlysmy do wniosku z Natalia, ze w przyszlym tygodniu TRZEBA isc na jakas impreze. No trzeba, trzeba, dawno nie bylysmy. W te sobote impreza bedzie u nas (ciekawe, jak wypali, ile osob przyjdzie i jak sie beda bawic), ale wypadaloby tez wyskoczyc na jakies erasmusowe balety. Boze. Ja to mowie? Ja, taka antyimprezowa studentka? Wierzyc mi sie nie chce. Co ta Finlandia robi z ludzmi...
Ale pocieszajace jest to, ze skoro z testu z poczatku semestru mam juz 40 ECTS, a jesli zdam w tym semestrze wszystkie egzaminy, to bede miala razem chyba rowno 60 punktow, to w przyszlym semestrze bede chodzic tylko na to, co mi sie podoba. I nie mam zamiaru sie przepracowywac ;] Bedzie wiosna, bedzie ladna pogoda, bedzie cieplo (no dobra, cieplej) - nie ma sensu siedziec od rana do nocy na uczelni.
Byle do wiosny!
poniedziałek, 12 października 2009
Piekna zime mamy tej jesieni
Dzis zaczela sie 'zima'. Spadl pierwszy 'snieg'. No, popadalo sobie takie wodniste bialawe cos, ale cale szczescie nie zostalo z tego nic - topnialo jeszcze w powietrzu. Temperatura jest jeszcze dodatnia (cale pol stopnia), ale chyba nie na dlugo.
W mieszkaniu chlodnawo, mimo ze kaloryfery na maxa. Sa jakies takie letniawe, ale wszystkie mamy nadzieje, ze im zimniej bedzie na dworze, tym bardziej beda grzac. Bo jak grzac nie beda, to my wtedy zaczniemy ostro grzac mimo wysokich cen alkoholu.
Wczoraj odbyla sie wielka akcja uszczelniania okien papierem toaletowym i tasma klejaca. Wydaje mi sie, ze jest cieplej, a przynajmniej juz tak nie wieje. Tak tylko sobie lekko ciagnie z tych wszystkich szczelin. W naszym pokoju to przynajmniej kwestia tylko okna. Gorzej maja Anita i Irmina, w ktorych pokoju jest szczelina w scianie prowadzaca do sasiadow. Dzieki niej maja zapewnione doznania dzwiekowo-zapachowe. Szkoda tylko, ze nasi sasiedzi sa chyba dosc marnymi kucharzami...
Drzwi wejsciowe maja tez jakies szpary, bo bardzo dziwnie przez nie szumi. I ciagnie tez. I slychac, co sie dzieje na klatce. Juz wiemy, o ktorej sasiedzi robia sie najbardziej aktywni i laza po klatce.
Niska cena mieszkania nagle przestaje dziwic.
W mieszkaniu chlodnawo, mimo ze kaloryfery na maxa. Sa jakies takie letniawe, ale wszystkie mamy nadzieje, ze im zimniej bedzie na dworze, tym bardziej beda grzac. Bo jak grzac nie beda, to my wtedy zaczniemy ostro grzac mimo wysokich cen alkoholu.
Wczoraj odbyla sie wielka akcja uszczelniania okien papierem toaletowym i tasma klejaca. Wydaje mi sie, ze jest cieplej, a przynajmniej juz tak nie wieje. Tak tylko sobie lekko ciagnie z tych wszystkich szczelin. W naszym pokoju to przynajmniej kwestia tylko okna. Gorzej maja Anita i Irmina, w ktorych pokoju jest szczelina w scianie prowadzaca do sasiadow. Dzieki niej maja zapewnione doznania dzwiekowo-zapachowe. Szkoda tylko, ze nasi sasiedzi sa chyba dosc marnymi kucharzami...
Drzwi wejsciowe maja tez jakies szpary, bo bardzo dziwnie przez nie szumi. I ciagnie tez. I slychac, co sie dzieje na klatce. Juz wiemy, o ktorej sasiedzi robia sie najbardziej aktywni i laza po klatce.
Niska cena mieszkania nagle przestaje dziwic.
wtorek, 6 października 2009
Ile Polski w Finlandii?
Do czego to doszlo, zebym dopiero w Finlandii nadrabiala zaleglosci z najnowszych polskich filmow! Jakos zawsze zal mi pieniedzy na nasze polskie kino (zawsze jak kupuje bilet na polski film czuje sie jak Kiler z koncowki pierwszej czesci...), a tutaj przynajmniej mam okazje obejrzec to za darmo.
Wszystko dlatego, ze w poniedzialek zaczal sie organizowany pod patronatem polskiej amabsady 'Polish Film Week' Festival. Wejscie na filmy jest za darmo, ma sie mozliwosc porozmawiania z rezyserami oraz oczywiscie ambasador polewa wino.
W poniedzialek bylam na 'Malej Moskwie', filmie dosc... naiwnym i przeslodzonym jak na moje mozliwosci odbioru. W srode ide na '33 sceny z zycia', czego sie troche obawiam, bo co nie co o tym filmie slyszalam, ale skoro jest mozliwosc, to warto obejrzec. Zwlaszcza, ze idziemy na niego w slowianskim gronie, gdyz ida z nami znajomi Czesi. Po filmie idziemy z nimi do czeskiego pubu na czeskie piwo. Pyszne czeskie piwo... niestety w finskich cenach, ale co tam, unia placi, trzeba korzystac! :)
Wszystko dlatego, ze w poniedzialek zaczal sie organizowany pod patronatem polskiej amabsady 'Polish Film Week' Festival. Wejscie na filmy jest za darmo, ma sie mozliwosc porozmawiania z rezyserami oraz oczywiscie ambasador polewa wino.
W poniedzialek bylam na 'Malej Moskwie', filmie dosc... naiwnym i przeslodzonym jak na moje mozliwosci odbioru. W srode ide na '33 sceny z zycia', czego sie troche obawiam, bo co nie co o tym filmie slyszalam, ale skoro jest mozliwosc, to warto obejrzec. Zwlaszcza, ze idziemy na niego w slowianskim gronie, gdyz ida z nami znajomi Czesi. Po filmie idziemy z nimi do czeskiego pubu na czeskie piwo. Pyszne czeskie piwo... niestety w finskich cenach, ale co tam, unia placi, trzeba korzystac! :)
piątek, 2 października 2009
Zapachnialo powiewem jesieni
Trzy razy w tygodniu zajecia zaczynaja nam sie o 10. Z reguly wstaje wtedy kolo 8.15 lub 8.30, zeby bez problemu zdazyc na autobus o 9.20.
Codziennie patrzymy na termometr za oknem, zeby wiedziec, co nas danego dnia czeka. Wczoraj, wraz z nastaniem pazdziernika, prawie nas przy tym zmrozilo. Godzina 9:00, temperatura 0 stopni. Przedwczoraj o tej samej porze byly cale 3 stopnie. W ciagu dnia temperatura siega max. 8 stopni. Zaczynam sie zastanawiac nad kupieniem grubych rajstop i cieplej bluzy. Wprawdzie juz jeden sweterek za pieniadze unii kupilam, ale... ;)
I z newsow typowo erasmusowych dodam jeszcze tylko to, ze wraz z Anita wracajaca do nas z Polski przyleci do mnie pierwsza strona mojej umowy erasmusowej, ktora nasza koordynatorka zmienila z 'jeden semestr' na 'caly rok akademicki'. Czyli to jednak prawda, udalo mi sie zalatwic przedluzenie na caly rok! Nie uwierze, poki wszystkiego nie zobacze na wlasne oczy, ale tak - zostaje tu na semestr wiosenny. Bede w Finlandii w czasie prawdziwej zimy (ktora zaczyna sie w styczniu podobno), spedze tutaj wiosne i bede swietowac z Finami w maju vappu. Jeee :)
Codziennie patrzymy na termometr za oknem, zeby wiedziec, co nas danego dnia czeka. Wczoraj, wraz z nastaniem pazdziernika, prawie nas przy tym zmrozilo. Godzina 9:00, temperatura 0 stopni. Przedwczoraj o tej samej porze byly cale 3 stopnie. W ciagu dnia temperatura siega max. 8 stopni. Zaczynam sie zastanawiac nad kupieniem grubych rajstop i cieplej bluzy. Wprawdzie juz jeden sweterek za pieniadze unii kupilam, ale... ;)
I z newsow typowo erasmusowych dodam jeszcze tylko to, ze wraz z Anita wracajaca do nas z Polski przyleci do mnie pierwsza strona mojej umowy erasmusowej, ktora nasza koordynatorka zmienila z 'jeden semestr' na 'caly rok akademicki'. Czyli to jednak prawda, udalo mi sie zalatwic przedluzenie na caly rok! Nie uwierze, poki wszystkiego nie zobacze na wlasne oczy, ale tak - zostaje tu na semestr wiosenny. Bede w Finlandii w czasie prawdziwej zimy (ktora zaczyna sie w styczniu podobno), spedze tutaj wiosne i bede swietowac z Finami w maju vappu. Jeee :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)