Kto z was wiedzial, ze w Finlandii jest prohibicja? Alkohol mozna tutaj kupic jedynie miedzy 9 a 21. Inna sprawa, ze w zwyklych sklepach czy supermarketach kupi sie jedynie piwo lub cydr. Wszelkie inne alkohole mocniejsze od piwa sprzedawane sa w tzw. Alko, monopolistycznej sieci monopolowej ;)
Pamietam moj pierwszy wieczor w Finlandii w zeszlym roku. Przyjechalismy do Turku, zostawilismy rzeczy na dworcu i wyruszylismy w miasto. Przeszlismy przez R-kioski, w ktorym tez oczywiscie mozna kupic piwo, i skusilismy sie na cyderki. Stoimi przy kasie, pani spoglada na nas dosc podejrzliwie, patrzy na zegarek, znow na nas, po czym laskawie kasuje nas za ten alkoholol. Byla dokladnie za trzy dziewiata. Gdybysmy podeszli do kasy minute po dziewiatej, nie byloby o czym rozmawiac. Zakaz to zakaz.
Bardzo czestym widokiem, zwlaszcza w okolicach zblizajacego sie weekendu, sa - jak juz pewnie wspominalam - ludzie wracajacy z pracy z jamnikiem pod pacha. W piatkowe i sobotnie wieczory kazdy szanujacy sie Fin zalewa sie w trupa, w niedziele leczy kaca, zeby od poniedzialku znow byc trybikiem w maszynie. Czasami zdarza im sie pobalowac w srode (zwana tutaj pikku perjantai, czyli malym piatkiem), ale nigdy jakos przesadnie. Owa prohibicja uczy ich, tak na dobra sprawe, racjonalnego gospodarowania czasem i myslenia o przyszlosci. Nie ma opcji, ze o 23 konczy sie alkohol i trzeba wybrac sie do nocnego, o nie! Trzeba zaplanowac, ile sie wypije, na co i w jakiej ilosci ma sie ochote, a potem zaopatrzyc sie w odpowiednia tego ilosc tak, zeby w czasie imprezy nie martwic sie o ewentualne braki w butelkach.
Hmm, nie pamietam, kiedy ostatni raz balowalam. Jak juz mowilam - moje zycie erasmusowe mocno kuleje. Ale bylo to chyba tydzien temu na naszej parapetowce, gdzie byla cala dwojka gosci (dwojka innych gosci zgubila sie w okolicach naszej dzielnicy, a ze nie wzieli ze soba naszego numeru telefonu, to nie mogli sie odnalezc; uroki mieszkania na zadupiu zwanym Espoo). Malo ludzi, nie? Nie wiem, czy za daleko (fakt), czy po prostu nie przepadaja za taka forma imprezy, ale szkoda, ze nie bylo ich wiecej, bo sie swietnie bawilismy (pijackie gry planszowe rzadza). W ogole idea domowki wsrod tych ludzi jest malo popularna. Jak dla nich to w domu mozna zrobic maly bifor, zeby potem udac sie do jakiegos klubu czy pubu. Dla nas domowka to jedna z lepszych form imprezowania. Coz, pewnie wychodzi z nas nasza slowianskosc...
Cale szczescie w poniedzialek wyruszam na kilkudniowa wyprawa (jednak nie Laponia, niestety! Choc moze powinnam sie cieszyc, tydzien temu w Rovaniemi bylo -15 stopni, a my chcialysmy jechac jeszcze ho-ho-ho dalej na Polnoc), wiec moze tam troche bardziej skorzystamy z urokow erasmusa :)
I njus z ostatniej chwili. Nasz uniwerek, owszem, dal nam lekka raczka te 10 dodatkowych miesiecy na nas dwie, napisal w tej sprawie do Hellsinek, ale niestety Helsinki nic o tym nie wiedza. Oni sa jak najbardziej za tym, zebysmy zostaly, tervetuloa i inne takie, ale nie maja pojecia, o co chodzi. Serio nie wiem, kto ma wiekszy burdel - oni czy my. Czasami tesknie za nasza polska uniwersytecka burdelowata biurokracja.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"prohibicja (...) uczy ich myślenia o przyszłości" czyli: trzeba nakupować więcej alko, tak na wszelki wypadek. a potem: już nie mogę więcej, ale z drugiej strony szkoda żeby się zmarnowało. ;)))
OdpowiedzUsuńAle, żeby życie erasmusowe kulało i to w Finlandii? Nie mogę w to uwierzyć...
OdpowiedzUsuńTrzeba poszukać jakichś furtek, furteczek, drzwiczek... :D
3mam kciuki! ;)